Prezydent Donald Trump znów zaskoczył światową gospodarkę – choć może trafniejszym określeniem byłoby: znów zrobił to, o czym mówił od miesięcy. Tym razem na celowniku znalazły się produkty farmaceutyczne i półprzewodniki, które wkrótce zostaną objęte nowymi cłami. I to nie byle jakimi – po „niewielkim” wstępie Trump zapowiada stopniowe podniesienie taryf do 150%, a w dalszej perspektywie – nawet do 250%.
W wywiadzie telefonicznym dla CNBC prezydent USA wyjaśnił, że celem tej polityki jest zmuszenie koncernów do powrotu z produkcją leków na amerykańskie terytorium. „Chcemy, aby produkty farmaceutyczne były produkowane w naszym kraju” – podkreślił Trump. Wśród państw, które dziś dominują jako producenci leków na potrzeby rynku USA, wymienił Chiny i Irlandię. Zwłaszcza ta ostatnia może się poczuć, delikatnie mówiąc, „zaniepokojona” – farmaceutyki to jeden z motorów napędowych irlandzkiej gospodarki.
Trump nie owijał w bawełnę: amerykańska administracja wykorzystuje taryfy celne jako narzędzie presji i rekonfiguracji globalnych łańcuchów dostaw. Tym razem idzie jednak nie tylko o klasyczne „chronienie miejsc pracy”, lecz o strategiczne przemodelowanie całego rynku produkcji leków – tak, by najważniejsze substancje powstawały w USA.
„Początkowo nałożymy niewielkie cło, ale za rok, maksymalnie półtora roku, wzrośnie ono do 150%, a następnie do 250%” – zapowiedział Trump z właściwą sobie bezceremonialnością. W praktyce oznacza to gospodarczą wojnę z największymi eksporterami leków do USA i jednocześnie próbę wykrojenia sobie większego kawałka tortu z globalnego rynku farmaceutycznego – za pomocą ceł, nie za pomocą konkurencji.
Bruksela twierdzi, że umowa z USA przewiduje już obowiązującą, maksymalną 15-procentową taryfę na produkty farmaceutyczne i półprzewodniki. Komisja Europejska zapewnia, że wszelkie przyszłe cła – także te wynikające z procedur bezpieczeństwa narodowego USA (sekcja 232 ustawy o ekspansji handlu) – nie będą mogły przekroczyć tej stawki. Pytanie tylko: kto tak naprawdę trzyma długopis przy tej umowie i czy przypadkiem Trump nie ma zamiaru przekształcić jej w jednostronną deklarację siły.
Trump odniósł się zresztą do tej „umowy” w sposób, który raczej nie zwiastuje harmonii. W swoim stylu powiedział: – Dali mi 600 miliardów dolarów. To jest prezent, a nie pożyczka. Mogę z nimi zrobić, co zechcę. Tym samym sprowadzając wielostronne negocjacje do osobistej wymiany przysług. Unia Europejska – póki co – nie odpowiedziała oficjalnie na te słowa, choć źródła w Brukseli mówią o „napiętej atmosferze” i „naruszeniu ducha współpracy”.
Dla Irlandii zapowiedź amerykańskich ceł to potencjalna katastrofa. Zielona Wyspa od lat pełni funkcję jednego z najważniejszych centrów produkcyjnych leków dla rynku amerykańskiego. Giganci farmaceutyczni jak Pfizer, Johnson & Johnson czy Eli Lilly mają tu swoje zakłady nie bez powodu – korzystne podatki, dostęp do wykwalifikowanej kadry i rynek UE sprawiają, że Irlandia była dotąd farmaceutycznym eldorado. Słowo-klucz: była. Jeśli cła rzeczywiście zostaną nałożone – i to na poziomie 150–250% – to import z Irlandii stanie się dla USA nieopłacalny, a wielkie koncerny będą zmuszone przenieść produkcję za ocean. Tym samym Trump realizuje swoją długo zapowiadaną strategię: amerykański przemysł farmaceutyczny ma być amerykański nie tylko z nazwy, ale i z geolokalizacji.
Warto też przyjrzeć się podstawie prawnej wprowadzanych ceł. Trump wykorzystuje artykuł 232 ustawy o ekspansji handlu, który pozwala na wprowadzenie ograniczeń w imporcie z powodów bezpieczeństwa narodowego. Formalnie chodzi o zapewnienie niezależności USA od zagranicznych dostawców kluczowych produktów. W praktyce – to instrument polityczny, który pozwala ominąć procedury WTO i wprowadzać jednostronne taryfy bez konieczności negocjacji. Jak podkreślają analitycy, to podejście może się okazać trwalsze niż inne decyzje Trumpa – wiele wcześniejszych ceł było bowiem w sądach kwestionowanych jako nadużycie władzy. Tym razem administracja może mieć silniejsze karty w ręku.
Komentatorzy widzą w tym śmiały ruch geopolityczny, który ma odbudować amerykańską suwerenność gospodarczą. Inni – brutalny przykład szantażu celnego i destrukcji globalnego ładu handlowego. Trump zapowiedział również, że podobne decyzje zostaną ogłoszone w sprawie półprzewodników i układów scalonych – co oznacza, że nie tylko farmacja, ale i nowoczesna technologia znajdzie się pod presją.
*
Trump gra teraz w rosyjską ruletkę, ale właśnie położył na stole granat. Cła na leki nie tylko przekształcą rynek, ale mogą wywołać reakcję łańcuchową w UE, Chinach i Indiach. Światowy handel farmaceutykami jeszcze nigdy nie był tak blisko zawału. A prezydent USA? Uśmiecha się, ściska w ręku „prezent” w wysokości 600 miliardów dolarów i mówi: „Mogę z nimi zrobić, co zechcę”.
Przypomnę… A nie mówiłem?
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Melany @ tuinfosalud.com on Unsplash