2 przypadki, które przypominają mi, dlaczego uwielbiam być prawnikiem (w większości przypadków)

Zaangażowany byłem w kilka spraw, które zostały rozwiązane w tym roku i które przypomniały mi, dlaczego kocham swoją pracę i od czasu do czasu czerpię z niej ogromną satysfakcję.
Obie sprawy dotyczyły pracowników, obie dotyczyły postępowania sądowego przed Sądem Najwyższym i obie zostały rozstrzygnięte z satysfakcjonującymi rezultatami dla moich klientów.
Pierwsza dotyczyła młodego mężczyzny, który doznał katastrofalnego załamania psychicznego/psychiatrycznego w miejscu pracy. Nasza sprawa była taka, że pracodawca dopuścił się zaniedbania i był odpowiedzialny za doznaną krzywdę, a zatem był zobowiązany do zrekompensowania szkody na osobie i utraty jego zarobków wynikającej z późniejszej niezdolności do pracy z powodu urazu.
Nasza sprawa polegała na tym, że pracodawca obciążał go nadmiernie, nakładał na niego zadania przekraczające jego możliwości, jego późniejsze obrażenia ciała były do przewidzenia i z tego tytułu, miał prawo do odszkodowania. Powoływaliśmy się również na naruszenie umowy oraz naruszeniu ustawowego obowiązku polegającemu na niezapewnieniu bezpiecznego miejsca pracy, zgodnie z wymogami BHP.
W każdym sporze prawnym jest nieuniknione, że każda historia będzie miała co najmniej dwie strony, a nasza sprawa nie była pozbawiona słabości. Rzadko istnieje gwarancja sukcesu, a biorąc pod uwagę charakter obrażeń, jakich doznał mój klient, zawsze będzie istniała obawa, jak poradzi sobie ze sprawą w Sądzie Najwyższym, przesłuchaniem krzyżowym i wszystkimi innymi towarzyszącymi naciskami sądu.
Przeczytaj resztę tutaj.
Z poważaniem
Terry Gorry
http://EmploymentRightsIreland.com
Opr: Bogdan Feręc